Izrael - dzień 5
-
DST
124.38km
-
Czas
07:53
-
VAVG
15.78km/h
-
Sprzęt Dwudziestoośmio calówka
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zaczyna się od ciśnięcia szosą nr. 4. O tym nie ma co nawet pisać. Przez to, że ta droga wiedzie przez środek Haify nie udało się się jej zwiedzić. Chociaż gdzieś tam przed miastem przeżyłem przyjemny szok kulturowy bo zobaczyłem pierwszy raz na własne oczy cmentarz arabskich chrześcijan:
Zauważyłem, że jest tu sporo śmieci.I przy drogach i na plażach. Polska jest o wiele bardziej czystym krajem.
Po zwiedzeniu Akki (pogadałem sobie trochę po rosyjsku ze starszym panem z Mołdawii) jadę jeszcze trochę na północ a następnie odbijam za wschód jadąc wzdłuż granicy z Libanem. Przed noclegiem biorę wodę w bazie wojskowej. I znów spotyma człowieka mówiącego po rosyjsku. Tym razem to młody poborowy. Nocleg mam jakieś 500 m. od samej granicy w lesie. Człowiek odrazu czuję się bardziej jak w domu, co nie znaczy, że czucie się mniej jak w domu jest złe. Do snu czytam w książce o konflikcie palestyńsko - żydowskim o grupie bojowników, którzy w 80 którymś przekradli się przez tą granicę i zaatakowali kibuc.
ps. kończy się jedzenie z domu, zaczną się wydatki.
ZDJĘCIA Z CAŁEGO WYJAZDU:
https://goo.gl/photos/GGTPfiaunQvrfgU69