Izrael - dzień 4
-
DST
133.57km
-
Czas
07:45
-
VAVG
17.23km/h
-
Sprzęt Dwudziestoośmio calówka
-
Aktywność Jazda na rowerze
W pamiętniku opisałem ten dzień ta:
Dzień potworny (dramatyzowałem) - najpierw plażą do Aszdodu, potem po mieście (super zwierzaki) a potem dramat! (dramatyzowałem).
Same główne drogi. W tej części Izraela nie ma innych, nawet 3 cyfrowa jest zawalona samochodami.
A było tak: musiałem poprowadzić rower plażą jakieś 3 km do następnego miasta. Miasto to znów gdańskie blokowisko. Liczyłem, że będzie jakaś droga wzdłuż wybrzeża, ale ludzie ostrzegli mnie, że tam jest poligon i, że muszę jechać główną drogą. Jak już się na nią wbiłem to nie chciało mi się zjeżdżać i "zwiedzać" nowoczesnej aglomeracji Telawiwskiej i cisnąłem w kierunku na Haifę. Nocleg wypadł mi na skraju jakiego pola na krzyżówce głównych dróg. W tym dniu jedyną fajną rzeczą był taki dialog:
- Can I get by this road to Tel - Awiw
(panowie zaczynają szeptać po rosyjsku)
- ja gawariu po ruski
# od kuda wy
- z Polszy
# What are You doing there
- Holidays in the Sun
Podsumowując. Środkowa część Izraela jest strasznie zniszczona przez człowieka (zamieniona w jakieś megalopolis) i nie warto tam w ogóle być. Na szczęście na południe planowałem wracać przez tereny Autonomii.
ZDJĘCIA Z CAŁEGO WYJAZDU:
https://goo.gl/photos/GGTPfiaunQvrfgU69