Jeden ze szczęśliwszych dni w życiu czyli jak Michał i ja uratowaliśmy pieska
-
DST
46.76km
-
Czas
02:18
-
VAVG
20.33km/h
-
Sprzęt 26''
-
Aktywność Jazda na rowerze
W bramie zakładu pracy spotkałem Michała, który powiedział mi, że jak jechał do roboty rowerem to zobaczył przy drodze leżącego psa i że trzeba pojechać i coś z nim zrobić.
Rower sru pod ścianę, bieg do telefonu, zadzwoniłem do "ciapkowa", Michał uzyskał zgodę na wyjazd służbowym autem i podjechaliśmy ten kilometr w stronę Rumi.
Na skraju lasu leżał zwinięty w kłębek piesek. Podeszliśmy i okazało się, że to stary, ślepy kundelek. No to go w kocyk, na ręce i do samochodu.
Prawie w ogóle się nie ruszał, cieszyliśmy się jak zastrzygł uszami (między którymi dokazywały pchełki).
Walił tak mokrym psem, że potem cały dzień też tak w pracy waliłem. Zawieźliśmy psa do "ciapkowa", na wejściu się zdenerwował bo usłyszał szczekające psy.
I tu wielkie dzięki dla schroniska, że przyjęło psa bez gadania.
I koniec historii.
Nie wiem czy długo pożyje, ale chociaż umrze sobie z pełnym brzuszkiem na kocyku (który skradliśmy naszej kotce Zuzi) a nie gdzieś w lesie.
Patrzę teraz na mojego psa, który nie wie jak ma w życiu dobrze, myślę o trzech suniach, które spotkaliśmy na Zakaukaziu i które już mogą nie żyć i cieszę się niezmiernie, że chociaż tego starego psa udało się zawieść do schroniska.
ps.: http://ciapkowo.pl/